Dwa dni za mną chodził.
W Święta nadmiar ciężkich i słodkich potraw doprowadza do stanu, w którym zaczynają za mną chodzić przeróżne sałaty, pieczone z odrobinką tylko oleju warzywa i tym podobne lekkie cuda.
Wypatrzyłam jakiś czas temu w Biedronce.
Podobno można z niego przeróżne potrawy przygotować, od zielonych koktajli począwszy, na potraktowaniu go jak szpinak kończąc. Jednak nie wiem, czy dotrwa do przygotowywania przeze mnie jakiegokolwiek dania, bo wciągam go z miseczki, na surowo, siedząc przed komputerem. Jak chipsy.
Potrafię też tak z rukolą zrobić.
O kim mowa?
O jarmużu, rzecz jasna. Kapuście o lekko skórzastych listkach, które są twardsze od sałaty, przez co fajnie się je żuje, ale bardziej miękkich i delikatniejszych w smaku od zwykłej kapusty. Smakują świetnie nawet same, ewentualnie do obiadu, skropione sosem vinaigrette. Czyż to nie miła odmiana przy podawaniu sałaty do obiadu?
Bardzo lubię jarmuż i najczęściej dodaję go do owocowych koktajli ;)
OdpowiedzUsuńJa się jakoś nie mogę przekonać do zielonych koktajli :D
OdpowiedzUsuń